Baletnica

Andrzej Kozłowski 
Na ulicy przed sklepem, 
Jak skowronek pod niebem, 
Dziewczynka mała stoi, 
Piękna miłość ją stroi.   

Marzenie by pójść na bal, 
Oczęta wpatrzone w dal, 
Niebiesko roześmiane, 
Długie włosy rozwiązane.   

Miła wiosna nadchodzi, 
Z ciepłym słonkiem co wschodzi, 
Schowany płaszcz zimowy, 
Teraz zapach lipowy.   

Na ulicy wrzask i stuk, 
Jak tylko wyjdzie za róg, 
Wszyscy idą do pracy, 
Pędzą wszyscy rodacy.   

Śpiewa dzwonek tramwaju, 
Jak dźwięk skowronka w maju, 
Co mieszka w wielkim lesie, 
głos jego wszędzie niesie.   

Zatrzymały się oczka, 
I wskazuje jej rączka, 
Na baletki w witrynie, 
Mamie co w tłumie ginie.   

Prosi ją by spojrzała, 
By do sklepu zajrzała, 
Na baletki z wystawy, 
By uciec od wrzawy.   

Czasu teraz nie było, 
By dotknąć co się śniło, 
By dać jeszcze minutę, 
Na strunie wygrać nutę.   

Nie było teraz grosza, 
Sen wrzucony do kosza, 
Baletki, wielkie śnienie, 
Wtem, prysło jej marzenie.   

Chciała tańczyć na scenie, 
Jak gwiazda na arenie, 
Mama chleb kupić musi, 
Jej serce smutek dusi.
Nie może dać marzenia, 
I spełnić córki śnienia, 
Trudne życie bez taty, 
Chleb codzienny na raty.   

Jedyne co zostanie, 
To zatańczyć na polanie, 
W pięknym świcie księżyca. 
Całując królewicza.   

Baleriną jest we śnie, 
Do tańca jej nogi rwie, 
Na polanie przed domem, 
Códnie skacząc nad rowem.   

Zostały tylko noce, 
By zasiąść w karocę, 
By dać spektakl baletu, 
I odjechać w uśmiechu.   

Obudzić się na rano, 
Usłyszeć słowo, Mamo, 
I zapomnieć o trwogach, 
Bez baletek na nogach.

„Ten wiersz, dedykuje mojej mamie”

— Andrzej Kozłowski
Recherche